Kompetencje
|
autor:
T. J., Klarysew
|
|
|
Moja sąsiadka, mieszkanka Klarysewa, zauważyła, że na przystanku autobusowym (w stronę Jeziorny) jakaś niewidzialna ręka odkręciła deski z ławeczki. Obok desek leżały wykręcone śruby. Nie wiedziała dokładnie, kogo poinformować, postanowiła więc zgłosić dewastację przystanku do urzędu miasta. Poczekała na autobus, pojechała do urzędu i po stromych, niewygodnych schodach weszła na pierwsze piętro, do sekretariatu. To wcale nie było łatwe, sąsiadka moja jest starszą osobą, poruszającą się o kulach. Pani w sekretariacie stwierdziła, że to nie u niej zgłasza się podobne przypadki i skierowała sąsiadkę do kancelarii, na parterze. Miłe panie w kancelarii odesłały ją do wydziału dróg, mieszczącego się w innym budynku. Zwykle na tego typu incydenty zwracają uwagę ludzie starsi, dla których wyprawa do urzędu jest problemem, a tam okazuje się, że to dopiero początek wędrówki od wydziału do wydziału. Czy w urzędzie, który zatrudnia ponad 110 pracowników, tak trudno oddelegować jedną osobę, do której mieszkańcy mogliby zgłaszać podobne sprawy? Osobę, która wiedziałaby, do jakiego wydziału zgłosić, gdzie jest zdewastowana wiata przystankowa lub gdzie ktoś wyrzucił worki ze śmieciami do rowu. O tym, by – wzorem innych miast – w naszym urzędzie powstało biuro obsługi mieszkańców, nie śmiemy nawet marzyć. Ale może udałoby się utworzyć stanowisko pracownika pierwszego kontaktu?
|