GDZIE JEST BURMISTRZ?
|
autor:
MATEUSZ ZAREMBA
|
|
|
Dlaczego w takiej chwili nie ma z nami burmistrza? Jakie sprawy są ważniejsze, kiedy grozi nam powódź? – pytali mieszkańcy nadwiślańskich sołectw.
Do umacniania wałów ruszyli mieszkańcy nadwiślańskich sołectw naszej gminy
20maja wojewoda mazowiecki, Jacek Kozłowski wprowadził alarm przeciwpowodziowy dla gmin powiatu piaseczyńskiego. Zarządził stałe monitorowanie stanu wód, wprowadzenie od godz. 14.00 całodobowych dyżurów w zespołach zarządzania kryzysowego wszystkich gmin oraz przygotowanie ludności i inwentarza do ewentualnej ewakuacji.
Burmistrz Marek Skowroński, zajęty przygotowaniami do podróży, nie znalazł czasu dla przedstawicieli powiatowego sztabu kryzysowego, którzy chcieli z nim porozmawiać o przygotowaniach na wypadek powodzi. Następnego dnia ogłoszono alarm przeciwpowodziowy, a burmistrz wyjechał
Umacnianie wałów wymagało wytężonej pracy strażaków i mieszkańców przez kilka dni
|
Także do umacniania brzegów Jeziorki trzeba było użyć ciężkiego sprzętu |
Wszystkie służby – policja, zawodowa i ochotnicze straże pożarne, strażmiejska – zostały postawione w stan gotowości. To, że prędzej czy później wielka woda dotrze do Konstancina, wiadomo było od kilku dni. Dzień przed ogłoszeniem alarmu przeciwpowodziowego, w środę 19 maja, przedstawiciele powiatowego sztabu kryzysowego chcieli porozmawiać z burmistrzem Konstancina-Jeziorny Markiem Skowrońskim o przygotowaniach na wypadek powodzi. Marek Skowroński, zajęty przygotowaniami do podróży, nie znalazł dla nich czasu. I następnego dnia rano wyjechał na konferencję do Sopotu. Wyjechał również zastępca burmistrza Roman Rutkowski.
Stefan Dunin, członek zarządu powiatu piaseczyńskiego i członek komisji bezpieczeństwa rady powiatu Wojciech Ołdakowski, którzy w czwartek rano sprawdzali stan przygotowania gmin na wypadek powodzi, zastali Konstancin zupełnie nieprzygotowany na nadejście fali kulminacyjnej na Wiśle. Niewykoszona trawa na wałach przeciwpowodziowych (blisko metrowej wysokości) uniemożliwiała sprawdzenie szczelności wałów. W najbardziej zagrożone miejsca piasek i worki dowiezione zostały dopiero około południa.Wszystkie przygotowania do nadejścia wielkiej wody były prowadzone na ostatnią chwilę. – Brakuje koordynacji, tu nikt nie dowodzi akcją – denerwowali się mieszkańcy. – Jak można w takiej chwili wyjeżdżać? Wiadomo: z tonącego okrętu pierwsze uciekają szczury – nie krył dezaprobaty jeden z nich. – Nie można w takiej sytuacji zostawiać kompletnie nieprzygotowanego i niedoświadczonego zastępcy (wiceburmistrza Piotra Stankiewicza – red.) – mówił Stefan Dunin. – Gospodarz w takim momencie powinien odłożyć wszystkie inne obowiązki służbowe i zająć się bezpieczeństwem gminy.
|
Pomimo, że woda zaczęła opadać, wał w Dębówce przesiąkał jeszcze 24 maja |
Drugi zastępca burmistrza Piotr Stankiewicz dwoił się i troił, by opanować sytuację.Atrzeba było dostarczyć piasek i worki, przygotować dla kilkuset osób miejsca ewentualnej ewakuacji, pracującym przy umacnianiu wałów zapewnić wodę i posiłki. I choć realna możliwość przerwania wałów nie była wielka, głównym problemem było ich przesiąkanie i groźba wystąpienia tzw. cofki na Jeziorce przy jej ujściu doWisły. Dębówka, Piaski, Gassy, Obórki, Opacz – to miejscowości, w których wały rozmiękały i zaczynały przepuszczać wodę. A domy stoją w odległości 20 m od wału. Kto wydaje zezwolenia na budowę domów w takim miejscu?
Wały prawego brzegu Jeziorki na odcinku od mostu w Mirkowie w stronę Opaczy obłożono z zewnętrznej strony kilkoma tysiącami worków z piaskiem w miejscu, w którym wystąpiły przesączenia wody. Po konsultacji ze specjalistami z Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Warszawie podjęto decyzję o umocnieniu również wewnętrznej strony wału. Tę trudną operację do późnych godzin wieczornych w sobotę 22 maja prowadzili nurkowie z Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ogromny wysiłek ludzi – służb sztabu kryzysowego i setek mieszkańców – pozwolił opanować sytuację. Mieszkańcy pracowali przy umacnianiu wałów od rana do późnych godzin nocnych, w nocy patrolowali wały, spali po trzy godziny na dobę. – Będziemy pamiętać, kto był razem z nami, a kogo zabrakło – mówi Piotr z Opaczy. – To nie inscenizacja, panie burmistrzu, to się działo naprawdę.
|