|
70 rocznica Powstania Warszawskiego
|
autor:
Delioza 17
|
|
|
W krótkiej historii naszego miasta mamy sporo nazwisk ludzi znanych. Są to artyści, sportowcy, pisarze, tacy, którzy mają herb przy nazwisku i ci z grubym portfelem. Jednak ja chciałbym tu wspomnieć o rodzinie państwa Komorowskich ze Stawowej. Państwo Salomea i Roman mieli trzech synów. Radość rodziców z tych chłopaków nie trwała długo. 1 sierpnia 1944 r. zginęli na polach koło Klarysewa idąc ze swoim oddziałem AK na pomoc Warszawie. Chłopcy w wieku 25, 22 i 17 lat, czy już mężczyźni – bo w tamtych czasach musieli dojrzewać szybciej – dostali się tam pod silny ogień niemiecki z klarysewskiej skarpy, gdzie dziś stoi kościół metodystów i dom dziecka. Znam to z relacji mojej Mamy, wówczas 15-letniej dziewczyny, która z piętra domu przy ul. Kolejowej widziała tę nierówną walkę, gdy co chwila któryś z naszych padał. Nie ośmielę się opisywać zachowania matki, kiedy dotarła do niej tragiczna wiadomość o śmierci synów. Minęło trochę czasu, rany po wojennych latach trochę zakrzepły, bo nie ma mowy o ich zaleczeniu. Państwo Komorowscy otworzyli mały sklepik przy ul. Stawowej. Ileż to razy biegało się tam na świeże pyszne ciacha tortowe. Mijały kolejne lata, zacząłem chodzić do pobliskiej podstawówki na ul. Szkolnej. W pewnym czasie zostałem harcerzem tej szkoły. Spotykałem się wtedy często z Panią Komorowską. Mniej mówiłem, więcej słuchałem. Powiedziała mi, że ktoś w tym oddziale zdradził. Podała mi nawet pseudonim, ale to chyba była nieuleczona rozpacz matki, bo kogoś takiego nie doszukałem się. Opowiedziała mi też jak przyszli do niej panowie w odpowiednich płaszczach i kapeluszach, namawiając by oświadczyła, że synowie byli z AL, nie z AK. Wzburzona wyprosiła ich z mieszkania. Któregoś roku ZHP ogłosił alert pod hasłem „Tworzymy Izbę Pamięci Narodowej”. Dostałem wtedy od Pani Komorowskiej kilkadziesiąt fotografii powstańców, którzy zginęli pod Klarysewem. Były tam zdjęcia, jak do legitymacji czy dowodu, były też z pogrzebu po wyzwoleniu, bo wcześniej nie można tego było nazwać chrześcijańskim pochówkiem. Jednak temat Izby zaczął się dziwnie przeciągać. Mimo młodego wieku rozumiałem już co to komuna. Zwróciłem te dokumenty. Nie znam ich dalszych losów. Pan Roman zmarł w wieku 58 lat, Pani Salomea przeżyła męża o wiele lat. Została jeszcze wnuczka. Córka najstarszego syna, któremu nie było dane zobaczyć dziecka, ani dziecku poczuć Ojca. Teraz rodzice i chłopcy leżą na powsińskim cmentarzu. Żołnierze w kwaterze powstańczej razem z tymi, którzy polegli, a rodzice zaraz po drugiej stronie ulicy. Rodzina dotknięta koszmarem wojny. Nie jedyna, a jedna z wielu. Pamiętajmy o nich i przekazujmy tę pamięć tym, którzy idą za nami, by o Komorowskich ze Stawowej zawsze pamiętano.
|
|