NIE MA CZEGO NADBUDOWAĆ
|
autor:
MAGDA ANDRZEJEWICZ
|
|
|
– Całkowita rozbiórka sanatorium Przy Źródle była zgodna z przepisami oraz konieczna ze względu na bezpieczeństwo i zły stan techniczny budynku – przekonywał podczas konferencji prasowej 11 kwietnia Krzysztof Głogowski, prezes zarządu spółki Uzdrowisko Konstancin-Zdrój.
W konferencji uczestniczyli m.in. przedstawiciele zarządu spółki, autorzy projektu wykonawczego, którzy dokonali zmian w projekcie budowlanym będącym podstawą wydania pozwolenia na budowę oraz kierownik budowy. Mirosław Satalecki, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Piasecznie nie był obecny.
– Nie przeprowadziliśmy żadnych prac niezgodnych z pozwoleniem na budowę. Kwestią sporną jest interpretacja przepisów prawa. Można przeprowadzić przebudowę z wymianą elementów nienadających się do użytku – wyjaśniał prezes i dodał, że wyburzenie obiektu poprzedziły ekspertyzy techniczne i prawne. Z pewnością można, ale czy ani doświadczeni inwestorzy grupy Uzdrowiska Polskie, ani wykonawca nie byli świadomi, że należało zawiadomić o tym nadzór budowlany? Ponieważ pozwolenie na budowę nie przewidywało rozbiórki budynku, lecz jego nadbudowę, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Piasecznie wstrzymał realizację inwestycji.
– Finansowanie budowy jest zapewnione – informował Krzysztof Głogowski. Środki ze sprzedaży nieruchomości, niewykorzystywanej w działalności leczniczej, przy ul. Domaniewskiej w Warszawie – 22 miliony zł – pozwalające na zaciągnięcie kilkumilionowego kredytu, plus dofinansowanie w wysokości ponad 8 mln zł z funduszy Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego wystarczą na budowę centrum hydroterapii. Czy zatrzymanie budowy z powodu rozbiórki budynku, który nie był zabytkiem i zagrażał bezpieczeństwu, leży w interesie społecznym? – pytał Krzysztof Głogowski. Nie leży w interesie społecznym, nie był zabytkiem, ale podlegał przepisom prawa budowlanego, jak każdy inny. Spółka Uzdrowisko Konstancin-Zdrój przedstawiła powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego swoje stanowisko i odwołała się od decyzji. Jeśli inspektor również podtrzyma swoje stanowisko, sprawa trafi do wojewódzkiego inspektora i być może o ostatecznym rozwiązaniu zadecyduje dopiero sąd. Krzysztof Głogowski przyznał, że spółka nie mogła złożyć projektu zamiennego i wystąpić o nowe pozwolenie na budowę (obecne jest sprzed trzech lat), ponieważ na podstawie obowiązujących zapisów w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego tak zaprojektowany obiekt nie mógłby powstać. A zmiana planu może potrwać kilka lat. W obydwu przypadkach procedura administracyjna może wstrzymać budowę nawet na kilka lat, co skutkowałoby utratą dofinansowania unijnego i realizacja inwestycji stanęłaby pod wielkim znakiem zapytania. Takiego scenariusza obawiają się władze samorządowe naszej gminy i przedstawiciele lokalnych organizacji i stowarzyszeń społecznych. Konstancińska społeczność zaniepokojona jest również stanem realizacji zobowiązań prywatyzacyjnych, możliwością bankructwa spółki i wyprzedaży jej majątku.
|