MIRKÓW BĘDZIE TĘTNIŁ ŻYCIEM | |
Z Tomaszem Zymerem, radnym Rady Miejskiej Konstancina-Jeziorny, członkiem Komisji Ładu Przestrzennego i Spraw Komunalnych, Komisji Budżetu, Inwestycji i Spraw Majątkowych oraz Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska rady, rozmawia Grażyna Matusik-Tomaszewska.
To pana pierwsza kadencja w radzie miejskiej. Czy tak wyobrażał pan sobie pracę radnego? – Od środka wygląda to nieco inaczej. Możliwości działania radnego są ograniczone m.in. przez procedury związane z planowaniem przestrzennym (o tym za chwilę), a także przez fakt, że to burmistrz decyduje o sposobie realizacji uchwał, np. o rzeczywistym kształcie komunikacji publicznej, na którą rada przyznała fundusze. Radni mogą oczywiście zgłaszać własne projekty uchwał. Z reguły potrzebują przy ich redakcji pomocy prawnika, a tę niełatwo jest nam uzyskać. Prawnik obecny jest na sesjach rady, ale już na posiedzeniach komisji merytorycznych – bardzo rzadko. Raz udało mi się skorzystać z konsultacji w sprawie przygotowanego przeze mnie projektu uchwały, jednak mecenas miał mało czasu.Wytłumaczył mi, dlaczego uchwała w tej formie nie może zostać zgłoszona, alternatyw nie zaproponował, a na kolejne pytania nie miał już czasu odpowiadać. Ale ja się łatwo nie zniechęcam i na jesieni nasz klub (PO) zgłosi projekty uchwał nawet, jeśli urząd nie zapewni obsługi prawnej.
Organizacja pracy rady bywa często krytycznie oceniana. Mieszkańcy zawiadamiani są o terminach i tematyce kolejnych posiedzeń komisji z wyprzedzeniem najwyżej dwutygodniowym, chcieliby jednak poznać plan pracy komisji w dłuższym okresie, np. półrocznym. Czy takie plany pracy komisji zostały opracowane i czy są realizowane zgodnie z harmonogramem? – Połowy posiedzeń, które odbędą się w przyszłym tygodniu, w dalszym ciągu nie ogłoszono nigdzie, nawet na stronach gminnego Biuletynu Informacji Publicznej – to typowa sytuacja. O bezpośrednim powiadamianiu mieszkańców, że omawiane będą zgłoszone przez nich uwagi do planów, czy sprawy ważne dla danego obszaru, w ogóle nie ma mowy. Obowiązuje nadal poczta pantoflowa. Nie przestrzega się nawet wymogu zawiadamiania sołtysów, choć jest on zapisany w regulaminie rady. O zmianach w porządku obrad radni dowiadują się dopiero podczas posiedzenia. Teoretycznie plany pracy komisji istnieją. W praktyce burmistrz i urząd wciąż podsuwają pilne sprawy do rozpatrzenia w związku ze zgłaszanymi w ostatnim terminie projektami uchwał. Inne tematy w tej sytuacji odkładane są na później. Parokrotnie też zdarzyła się sytuacja, w której od dużej grupy mieszkańców wpłynął wniosek do rady – z Kawęczyna w sprawie strefy C uzdrowiska, z ul. Kołobrzeskiej w sprawie drogi zbiorczej – ustawowy termin rozpatrzenia wniosku minął, a wniosek nie tylko nie został poddany pod obrady, lecz nawet nie zapoznano z nim członków komisji. To są patologie, które musimy w tej kadencji wyeliminować. W programach wyborczych zarówno my, radni, jak i obecny burmistrz obiecywaliśmy transparencję i konsultacje społeczne. Jeśli urząd nie zmieni swoich praktyk, pozostaje nieformalny system powiadamiania oparty o siatkę wolontariuszy. I to właśnie zaproponowałem na początku kadencji, inicjując akcję „Nic o nas bez nas”. Radni informują osoby kontaktowe, z których każda powiadamia kilka kolejnych.Wydaje się, że kluczową rolę odegrają tu sołtysi i rady sołeckie oraz osiedlowe. Ten system już zdaje egzamin.
Nawet w Długopolu, malutkim uzdrowisku, zajmującym zaledwie 54 ha, usługi uzdrowiskowe świadczy kilka podmiotów, a w Konstancinie mamy tylko jeden
Plany zagospodarowania przestrzennego to ogromnie ważny i kontrowersyjny temat. Czym uzasadnione było uchwalenie planów strefy A ochrony uzdrowiskowej i Centrum w takim pośpiechu? – Sam byłem autorem kilkunastu poprawek do planu strefy A. Uzyskałem opinie ekspertów, z których wynika, że w niektórych punktach zapisy projektu stwarzają luki mogące przeszkodzić w inwestycjach uzdrowiskowo-turystycznych oraz umożliwić ograniczanie funkcji usług zdrowia i opieki zdrowotnej w strefie A. Jednak nie wszystkie moje poprawki mogły być uwzględnione bez ponownego wyłożenia planu. 7 lipca wchodzi w życie znowelizowana ustawa uzdrowiskowa i poważniejsze zmiany wymagałyby dostosowania planu do jej zapisów, nowych uzgodnień – z ministrem zdrowia, konserwatorem zabytków itd., kolejnego wyłożenia, rozpatrzenia uwag do planu, co opóźniłoby jego uchwalenie nawet o dwa lata. A mieszkańcy czekają od dawna. Zgodnie z ustawą, w strefie A bez planu inwestycje są niemożliwe. W obydwu przypadkach – strefy A oraz Centrum etap I – głosowałem zatem „za”, mimo zastrzeżeń dotyczących szczegółów.
Czy obecnie uchwalony plan strefy A zapewnia rozwój bazy uzdrowiskowej? – Niestety, nie. Plan zachowuje oczywiście usługi medyczne na tych terenach, na których one już istnieją. Między ulicami Graniczną i Kraszewskiego pełno jest opuszczonych, wyeksploatowanych, rozpadających się willi, które służyły STOCEROWI przez lata. Domy opatrzone tabliczkami „Nie wchodzić! Grozi zawaleniem!” straszą swoim wyglądem. Tych budynków STOCER już nie wykorzystuje. Także spółka Uzdrowisko Konstancin-Zdrój użytkuje leczniczo tylko cząstkę obszaru, który posiada. Oba te podmioty są w trakcie przekształceń własnościowych i istnieje niebezpieczeństwo, że te tzw. zbędne składniki majątku zostaną sprzedane i nie będą wykorzystywane w działalności leczniczej. Zachowanie funkcji leczniczej tylko na obszarze, na którym ona już istnieje (i wcale nie jest pewne, na jak długo) to stanowczo za mało. Wadliwe są przyjęte zapisy dotyczące wielkości działek: 3 tys. mkw. pozwala na wybudowanie pensjonatu, ale budowa obiektu świadczącego usługi lecznicze wymaga posiadania działki minimum 5 tys. mkw. Tak dużych działek w strefie A prawie nie ma. Ewentualny inwestor musi kupić dwie sąsiadujące ze sobą działki, co stanowi istotne utrudnienie. Jedna z największych działek należy do spółki Międzyrzecze, która zaprojektowała budowę dużego obiektu świadczącego usługi uzdrowiskowe oraz zalewu rekreacyjno-retencyjnego. Spółka proponuje gminie notarialne przejęcie zalewu, który wraz z bazą rekreacyjną zapewniłby napływ weekendowiczów z Warszawy i podniósł atrakcyjność miasta. Nawet w Długopolu, malutkim uzdrowisku, zajmującym zaledwie 54 ha, usługi uzdrowiskowe świadczy kilka podmiotów, a w Konstancinie mamy tylko jeden. Trzeba stworzyć warunki dla konkurencji w tej dziedzinie, jeśli chcemy rozwoju miasta jako uzdrowiska. Dlatego będę wnioskował o dokonanie miejscowej zmiany planu, tak by spółka mogła zrealizować ten projekt.
Narazi się Pan tej części radnych i urzędników, którzy stanowczo sprzeciwiają się planom potencjalnych inwestorów prywatnych, „bo nie wiadomo, co oni tam zbudują”. – Ostrożność jest zawsze wskazana, ale nie może ona paraliżować rozwoju gminy. Inwestorzy zbudują to, co zapiszemy w planie miejscowym, pod warunkiem, że zapisy będą precyzyjne. Jeśli ktoś nie wierzy w możliwość egzekucji prawa, nie powinien być radnym ani urzędnikiem samorządowym.
Na plany nadal czekają mieszkańcy Słomczyna Zachodniego, części Skolimowa Północno-Zachodniego, Łęgu, Kawęczyna, Kępy Okrzewskiej, Kępy Oborskiej i wielu innych terenów naszej gminy. Jak przebiegają prace nad tymi planami? – Kilka jest już na ukończeniu. Burmistrz obiecuje, że w tej kadencji wszystkie zostaną uchwalone. Poza tym znowelizowana ustawa uzdrowiskowa daje mieszkańcom stref B i C ochrony uzdrowiskowej możliwość uzyskiwania warunków zabudowy i na tej podstawie występowania o pozwolenia na budowę. Osobiście jestem przeciwny odrolnieniu żyznych zalewowych obszarów nadwiślańskich, o co zabiega spora część właścicieli. Trzeba natomiast zapewnić warunki rozwoju nowoczesnego rolnictwa na tym terenie.
Ostrożność jest zawsze wskazana, ale nie może ona paraliżować rozwoju gminy. Inwestorzy zbudują to, co zapiszemy w planie miejscowym, pod warunkiem, że zapisy będą precyzyjne. Mirków jest jedynym obszarem w gminie, który ulegnie zasadniczemu przeobrażeniu. To ogromna szansa dla całej gminy, ale też wielkie niebezpieczeństwo
Dzielenie kolejnych MPZP danego obszaru na etapy powoduje konflikty między mieszkańcami i często niespójne zapisy. Zmianę planu zagospodarowania Bielawy podzielono aż na cztery etapy. Czym uzasadniony jest podział planów? – Wydział Architektury Urzędu Miasta i Gminy oraz zastępczyni burmistrza Dorota Gadomska uzasadniają podział na etapy możliwością szybkiego uchwalenia planów dla terenów, gdzie wyjaśnione już zostały sporne kwestie, uwagi są rozpatrzone lub zakończyły się sprawy sądowe. Z drugiej strony, uchwala się np. po kawałku drogi zbiorcze i przeznaczenie terenu, uniemożliwiając tym samym de facto jakiekolwiek zmiany na przyległych obszarach, co ogranicza prawa mieszkańców. Jeśli chodzi o plan Bielawy uchwalony 13 lat temu, to przewiduje on zabudowę jednorodzinną, odpowiednią dla miasta-ogrodu: wielkość działek – 1500 mkw., 70 proc. powierzchni biologicznie czynnej. Ten bardzo udany plan powinien być zmieniany tylko w tej części, która przylega do planowanej obwodnicy Konstancina. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że przystąpiono do zmiany planu tylko po to, by kilka rodzin mogło podzielić działki na mniejsze części.
Niezwykle pilną sprawą jest zmiana MPZP Mirkowa... – Metsä Tissue za rok kończy produkcję papieru w Konstancinie. Spółka chce zagospodarować lub sprzedać ogromny obszar. Obecnie obowiązujący plan zagospodarowania Mirkowa dopuszcza wiele form działalności przemysłowej i gospodarczej, a studium uwarunkowań – ponadto zabudowę jednorodzinną.Władze spółki przedstawiły dwie opcje: budowę osiedla domów wielorodzinnych dla kilku tysięcy mieszkańców (niezgodną z MPZP i ze studium) lub bazy przeładunkowe dla tirów (na co pozwala plan miejscowy). Każde z tych rozwiązań spowoduje paraliż komunikacyjny miasta, a bazy – także pogorszenie stanu środowiska. Musimy zatem rozmawiać z zarządem Metsä Tissue. Sądzę, że znajdziemy rozwiązania, które pogodzą oczekiwania właściciela terenu i interesy gminy uzdrowiskowej. Zabudowa mieszkaniowa, tak, ale ekstensywna: budownictwo jednorodzinne i częściowo niewielkie, ograniczone kubaturowo budynki wielorodzinne. Przystępując do zmiany MPZP Mirkowa musimy opracować spójną koncepcję zagospodarowania całości tych terenów. Być może będzie to też wymagało zmiany zapisów studium. Mirków jest jedynym obszarem w gminie, który ulegnie zasadniczemu przeobrażeniu. To ogromna szansa dla całej gminy, ale też wielkie niebezpieczeństwo.
Jak pogodzić plany spółki Metsä Tissue z interesem gminy uzdrowiskowej? – Po wakacjach nasz klub radnych planuje wnieść pod obrady rady uchwałę o utworzeniu parku kulturowego na terenie Mirkowa. Rada miejska, po zasięgnięciu opinii wojewódzkiego konserwatora zabytków, na podstawie uchwały, może utworzyć park kulturowy w celu ochrony krajobrazu kulturowego oraz zachowania wyróżniających się krajobrazowo terenów z zabytkami nieruchomymi charakterystycznymi dla miejscowej tradycji budowlanej i osadniczej. Uchwała określa m.in. sposób ochrony, a także zakazy i ograniczenia dotyczące prowadzenia działalności przemysłowej, rolniczej, hodowlanej, handlowej lub usługowej, zmiany sposobu korzystania z zabytków nieruchomych oraz składowania lub magazynowania odpadów. To daje gminie znacznie większą kontrolę nad przekształceniami obszaru. Na terenie Mirkowa znajdują się liczne obiekty zabytkowe. W zabytkowych fabrycznych halach mogłoby powstać centrum kulturalno-rozrywkowe, m.in. sala widowiskowa, urządzenia sportowe i basen, powierzchnie wystawiennicze, galerie handlowe, zaś obok – biura wielkich firm przynoszące miastu wpływy z podatków, a także centra konferencyjne dające nowe miejsca pracy. Gmina powinna wraz z właścicielami opracować plan promocji tego niezwykle atrakcyjnego obszaru w celu przyciągnięcia inwestorów. Możemy powtórzyć sukces hrabiego Skórzewskiego sprzed 114 lat i wypromować Mirków, jako najlepsze miejsce do inwestowania u wrót stolicy. Mirków będzie tętnił życiem.
W zabytkowych fabrycznych halach mogłoby powstać centrum kulturalno-rozrywkowe, m.in. sala widowiskowa, urządzenia sportowe i basen, powierzchnie wystawiennicze, galerie handlowe, zaś obok – biura wielkich firm przynoszące miastu wpływy z podatków i centra konferencyjne dające nowe miejsca pracy
Jednak inwestorów trzeba znaleźć i zachęcić, a jak wiemy z doświadczenia, inwestorów nasza gmina boi się jak diabeł święconej wody… – To trzeba zmienić. Niedawno byłem na konferencji w Bad Honnef w Niemczech. To miejscowość uzdrowiskowa bardzo podobna do Konstancina, położona w odległości kilkunastu kilometrów od Bonn. Powstała tak jak Konstancin, jako letnisko dla bogatych ludzi biznesu i świata kultury, na peryferiach dużego miasta. Bad Honnef liczy niespełna 25 tysięcy mieszkańców, a zatrudnionych jest w nim dwukrotnie więcej. W mieście prowadzą działalność dziesiątki klinik, ośrodków odnowy biologicznej, spa, prywatnych gabinetów lekarskich, kilkanaście dużych obiektów konferencyjnych i dziesiątki hotelików. To miasto utrzymuje się – i to doskonale – z obsługi pobliskiej aglomeracji, jaką tworzą Bonn i Kolonia.
Wiele emocji wzbudziła dyskusja o przyszłości budynku przy ul. Mirkowskiej 51. Budynek liczy ponad 170 lat, jest wpisany do gminnej ewidencji zabytków, ale czy to zabytek, który cieszy oko? – To kwestia gustu. Nie chodzi tu jednak o gusty, tylko o zasadę. Jeśli gmina ten obiekt zburzy lub zniszczy, podobnie jak Hugonówkę, to jaki przykład damy przyszłym właścicielom zabytkowych budynków fabrycznych? Zapis z lutego 2011 r. o rozbiórce budynku jest nieważny, bo w stosunku do obiektów wpisanych do gminnej ewidencji zabytków nie wolno było podjąć takiej uchwały bez uzgodnienia z Mazowieckim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Po nowelizacji ustawy obiekty ujęte w gminnej ewidencji zabytków są prawnie chronione, na równi z zabytkami wpisanymi do rejestru. W przyszłym tygodniu spotykam się na wizji lokalnej w Mirkowie z panią Jolantą Szczęsną z biura MWKZ, by porozmawiać o poszczególnych obiektach. W budynku przy ul. Mirkowskiej 51 przez lata kolejni użytkownicy dokonali tak wielu przeróbek, że trudno mówić o zachowaniu wnętrza, ale z całą pewnością należy zachować bryłę. Ten budynek, pięknie położony nad stawem, świetnie wpisuje się w krajobraz osiedla i nadawałby się na siedzibę muzeum Konstancina. Muzeum dysponuje już znacznymi zbiorami, ale istnieje tylko wirtualnie. Grupa zapaleńców gromadzi w swoich domach, na strychach i w piwnicach pocztówki, zdjęcia, listy, dokumenty, drobne przedmioty związane z przeszłością gminy i jej mieszkańców, a także nagrania rozmów z najstarszymi mieszkańcami gminy, którzy pamiętają jeszcze przedwojenny Konstancin, Jeziornę, Klarysew, życie we wsiach nadwiślańskich. Niedługo ich zabraknie: umierają, a spadkobiercy rozprzedają pamiątki po nich. Za kilka lat może nie być czego zbierać.
Możemy powtórzyć sukces hrabiego Skórzewskiego sprzed 114 lat i wypromować Mirków jako najlepsze miejsce do inwestowania u wrót stolicy
Mirków to nie tylko stara fabryka, to również nowe zakłady przemysłowe, takie jak asfalciarnia… – Trzy lata temu wystąpiliśmy do starostwa powiatowego o wznowienie postępowania w sprawie pozwolenia na budowę zakładu. Starostwo przystąpiło do rozpatrzenia wniosku dopiero po otrzymaniu nakazu sądowego. Starosta wydał decyzję odmowną. Od tej decyzji złożone zostało do wojewody odwołanie z równoczesnym wnioskiem o stwierdzenie nieważności pozwolenia na budowę. Początkowo po przeanalizowaniu materiałów wojewoda przychylił się do wniosku mieszkańców opisującego złamanie dwóch ustaw, statutu uzdrowiska, zapisów planu miejscowego oraz prawa ochrony środowiska – w sumie sześć stron naruszeń prawa drobnym maczkiem, w tym istotne nowe okoliczności, które zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego stanowiły przesłankę do ponownego rozpatrzenia sprawy. Wojewoda wszczął zatem postępowanie, jednak po kilku miesiącach je zamknął, ignorując nowe okoliczności i powołując się na wcześniejsze rozpatrzenie sprawy przez sądy. W rzeczywistości Wojewódzki Sąd Administracyjny i Naczelny Sąd Administracyjny nie rozpatrywały sprawy – odniosły się wyłącznie do faktu, że gmina nie ma przymiotu strony. Nasze odwołanie do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego nie przyniosło jednak rezultatu. Teraz piłka jest po stronie gminy. Od dwóch lat trwają prace nad zmianą zapisów MPZP dla działek, na których znajduje się wytwórnia. Należy rozpocząć negocjacje z jej właścicielem. By móc przedstawić mu konkretne propozycje, zażądamy realizacji publicznych obietnic starosty sprzed dwóch i trzech lat – wskazania działki należącej do skarbu państwa w innej lokalizacji na terenie powiatu piaseczyńskiego, pozwalającej na umiejscowienie przeniesionego zakładu. Działka ta rzekomo czeka. Możliwe, że przemiany zagospodarowania terenu w Mirkowie umożliwią przeniesienie wytwórni bez ogromnych kosztów dla budżetu gminy.
Dziękuję za rozmowę. |