Nowi wykluczeni | autor: SŁAWOMIR STOCZYŃSKI |
Socjologia operuje pojęciem wykluczenia społecznego jako kategorią opisującą brak udziału w realizacji określonego zadania, które podejmuje grupa społeczna, np. naród.
Obecnie, poza innymi grupami wykluczonych, mamy do czynienia z bardzo groźnym zjawiskiem polegającym na braku możliwości realizacji swoich planów, ambicji i aspiracji życiowych przez młodych Polaków wchodzących w dorosłość. I nie chodzi o to, że młodzi Polacy nie mają szans na wartościowe życie w ogóle. Chodzi o to, że takich szans w skali masowej nie mają we własnym kraju, w Polsce. Masowo więc wyjeżdżają. Bolesny paradoks polega na tym, że wyjeżdżający stanowią relatywnie grupę najlepiej wykształconej, najbardziej zaradnej i najambitniejszej młodzieży. Wypada więc zadać najbardziej zasadne pytania: po pierwsze – dlaczego wyjeżdżają? Po drugie – dokąd wyjeżdżają? Po trzecie – jakie to niesie skutki dla wyje żdżających i dla państwa?
Wyjeżdżają, aby móc wygodniej i spokojniej żyć. Nie od razu, na ogół nie w chwili pracy na zachodzie. Tam wynajmują w kilkoro mieszkanie, ciężko pracują, nie dojadają i oszczędzają na przyszłość. Tak jest na początku. Gdy okrzepną finansowo i zawodowo, organizują sobie życie bardziej docelowo. Często jest to sytuacja wieloletniej stabilizacji, powolnej asymilacji, oddalania się od rodziny, od najbliższych, od Polski. A to prowadzi do pozostania, choć często bez decyzji „zostaję”. Inercja i przyzwyczajenie robią swoje. Wyjeżdżają także młodzi ludzie, którzy w Polsce osiągnęli już stabilizację zawodową i materialną. Np. moi znajomi: ona lekarka, on rehabilitant, dwoje kilkunastoletnich dzieci. W Polsce wybudowali dom, mieli pracę. Cóż kiedy jedną pensję pożerał kredyt bankowy, a za drugą nie można było wyżyć. W Anglii mają pracę, spokój, nie gorszy standard życia, a zarobki nieporównywalnie wyższe. Dzieciom się podoba, w telewizji szczęśliwie brak twarzy znajomych polityków – nie chcą więc wracać. Stres i problemy dnia codziennego nie są bez znaczenia. Aby dotrzeć do pracy, przebijamy się w gigantycznych korkach, gdy wracamy jest nie lepiej. My w Konstancinie wiemy o tym z autopsji. W urzędach bywamy przedmiotami obróbki przez niekompetentnych i nieżyczliwych urzędników. W szkołach, na ulicach i osiedlach często panuje przemoc i prawo siły. W swoich mieszkaniach i domach nie czujemy się bezpieczni. Złodzieje w Polsce mają więcej praw niż ich ofiary. Wiedzą to ci, których okradziono, włamano się do domu lub skradziono samochód. Wielu żegna więc bez żalu kraj rodzinny w nadziei, że gdzieś tam jest lepsze życie. Wyjeżdżają tam gdzie gospodarka ma się dobrze i są niskie koszty pracy. Wcale nie koniecznie tam, gdzie jest najniższe bezrobocie i pracy obiektywnie najwięcej. Najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej jest w Holandii – 3,8 proc., a najwięcej Polaków wyjeżdża do Anglii i Irlandii. Tam fiskus (państwo) nie odbiera jak u nas prawie połowy wynagrodzenia na coraz to nowe i większe podatki. Polacy pracują na ogół dobrze, ciężko i wydajnie. Są konkurencją dla miejscowych pracowników i zachętą dla tych, którzy jeszcze są w kraju, ale też chcą wyjechać.
Konstancin-Jeziorna czy Londyn? To m.in. od władz lokalnych zależy, czy młodzi ludzie będą musieli podejmować takie wybory
Początkowo władza uznawała zgody państw Unii Europejskiej na zatrudnianie Polaków za wielki sukces. Obecnie te hurraoptymistyczne opinie zostały mocno przystopowane sceptycznymi glosami ekonomistów i polityków, którzy uświadamiają, że wydajna praca Polaków za granicą, to budowanie dobrobytu komuś, nie sobie. Przy utrzymujących się wskaźnikach ujemnego przyrostu naturalnego istnieje obawa o to, że polską gospodarkę czeka wkrótce kryzys, a obecnym pracownikom nie uda się zapewnić świadczeń emerytalnych w przyszłości. Tutaj kształcimy młodych ludzi i ponosimy tego koszty, tam zbierają owoce tych nakładów. Czy to w porządku? Dochodzi do tego problem satysfakcji życiowej młodych emigrantów. Czy młodzi lekarze mogą czuć się dobrze będąc kelnerami w Londynie, a absolwenci stosunków międzynarodowych mogą mieć satysfakcj ę zbierając oliwki na południu Włoch? Wątpię. Według najnowszych danych obecna fala emigracji porwała 2,9 mln ludzi. To liczba porażająca. Nie chodzi tutaj o to, że taki stan rzeczy szokuje, bo nie ma racjonalnego uzasadnienia. Przeciwnie, są, niestety, ku temu racjonalne powody. Wszakże stopa bezrobocia liczona w skali kraju sięga kilkunastu proc. A bywają regiony, w których przekracza 20 proc. Cóż trzeba robić? Przede wszystkim uzdrowić gospodarkę i zmniejszyć koszty pracy. Brak konkurencyjności przedsiębiorstw, korupcja i wszechpanujące nieformalne przywileje dla firm z układu są dodatkowymi problemami. Trzeba z tymi patologiami walczyć. Na każdym poziomie, w każdej skali można, ba, koniecznie trzeba coś zrobić. Ustawy podatkowe musi zmienić Sejm, inne regulacje prawne muszą także dotyczyć rządu. Natomiast w skali gminy, naszego Konstancina-Jeziorny należy zachęcać ludzi do tworzenia nowych miejsc pracy. Poprzez ułatwianie i upraszczanie procedur, zmniejszanie podatków lokalnych i inne zachęty. Należy także tak projektować przyszłość gminy, aby wspierać przedsiębiorczość i generować nowe miejsca pracy przez odpowiednią politykę inwestycyjną. Wówczas zatrzymamy naszą młodzież u siebie. I w Konstancinie, i w Polsce.
Kierunek – Wielka Brytania. Na razie wiele młodych osób woli tam układać sobie życie |